Finał gigantów, czy jednak piłkarskie cuda?
Na kilka godzin przed najważniejszymi meczami w Europie w tym tygodniu postanowiłem napisać co nie co na ich temat i wyrazić swoje poglądy. Długo szukałem tematu, który byłby jednocześnie ciekawy i przyciągający czytelników a zarazem oryginalny, poruszający inny, mniej popularny wątek. Dziś zostałem zwolennikiem pierwszej opcji. Mecze Ligi Mistrzów, to jednak najważniejsza rzecz z tych nieważnych, wszak przed nami rewanżowe spotkania LM na etapie półfinałów. To ostatnia prosta prowadząca do Cardiff czyli wielkiego finału, w którym wystąpią najprawdopodobniej Juventus Turyn oraz Real Madryt.
Pierwszym finalistą będzie ktoś z pary Juventus Turyn bądź AS Monaco, ale wszystko wskazuje na to, że o puchar zagra zespół z Włoch. Nic w tym dziwnego, wszak Stara Dama, wygrała na wyjeździe 0:2. Gonzalo Higuain powoli spłaca fortunę jaką wydali na niego działacze z Turynu, a jeżeli Juve wygra całe rozgrywki, to o tych 90 mln euro wydanych na Argentyńczyka wielu szybko zapomni. Nie ma co się oszukiwać, to główny cel. Juventus po raz kolejny może stanąć przed szansą zagrania w wielkim finale i znowu ich przeciwnikiem będzie hiszpański gigant. Wiele wskazuje na to, że rywalem będzie Real Madryt, który w środę 10. maja musi po prostu przypilnować trzy bramkowego prowadzenia, jakiego Atletico chyba nie odrobi. Nie łatwo wierzyć w taki cud i to jeszcze podczas meczu z Królewskimi, którym sędzia w poprzedniej rundzie nieco pomógł albo może inaczej, wiele decyzji było bardzo kontrowersyjnych i Real na tym skorzystał bardziej od Bayernu. Co do pojedynku obu madryckich klubów. Sądzę, że niespodzianki nie będzie. Atletico choć silne, aż takiej straty nie odrobi. Może i w ataku jest kim straszyć, to jednak cztery gole wbić Realowi jest rzeczą niemalże niewykonalną. Tak, więc stawiam na finał gigantów.
Pytanie, kto miałby go wygrać. Od początku istnienia Ligi Mistrzów nikomu sztuka jaką jest wygranie dwa razy z rzędu się jeszcze nikomu nie udała, a przecież nie raz zdarzały się przypadki, gdzie zwycięzca w następnym sezonie ponownie stawał przed szansą obrony tytułu, lecz zawsze uznawał wyższość rywala. Real Madryt jest niezwykle silny, chociaż w pierwszych etapach tego sezonu, akurat w Lidze Mistrzów mu nie szło. Remis z Legią Warszawa czy z Borussią Dortmund oraz ledwie wywalczone wygrane ze Sportingiem Lizbona wskazywały na słabość Królewskich. Z czasem jednak ekipa Zinedine Zidane, grała coraz pewniej, ale czy gdy doszłoby do meczu z Juventusem siła Realu była by tak wielka? Stara Dama od dłuższego czasu udowadnia swoją siłę. Wydaje mi się, że pokonanie tak dobrze dysponowanych ekip w tym sezonie jak FC Barcelona czy AS Monaco napędzi turyńczyków do wygrania całych rozgrywek. Co przemawia za Juventusem? Zdecydowanie linia obrony i bramkarz. Gianluigi Buffon, to od wielu lat klasa sama w sobie i dla niego cała drużyna się zmobilizuje, by wygrać najcenniejsze klubowe trofeum. Juventus niewiele bramek traci nie tylko dzięki świetnej postawie golkipera, ale również solidnej obrony. Jeśli ci zawodnicy byli w stanie hamować bramkostrzelne zapędy Messiego, Neymara czy nawet nowej gwiazdy Mbappe, to dlaczego Karim Benzema czy Cristiano Ronaldo mieliby być lepsi. Najlepszą obroną jest atak, a ten u mistrzów Włoch jest niezwykle silny. Doświadczony Mario Mandżukić, niesamowity Paulo Dybala czy wcześniej wspomniany Gonzalo Higuain (były zawodnik Realu), to prawdziwy postrach każdej defensywy, a do tego wspierany przez silną drugą linię ma wszelkie predyspozycje, by wygrać wszystko w obecnym sezonie. Swoje atuty ma również ekipa z Hiszpanii, pewnie tym najgłówniejszym jest ogromny apetyt ma bycie tym pierwszym teamem, który zapisze się w kartach historii futbolu jako obrońca tytułu, który zdołał dwa razy z rzędu wygrac w finale.
Na chwilę również poświęcę miejsca w tym artykule Lidze Europy, biedniejszej siostrze elitarnej, wspaniałej Ligi Mistrzów. Wszyscy wiemy, że zwycięstwo w niej, automatycznie promuje tryumfatora w następnym sezonie do Champions League. Ogromne szanse na to, ma Manchester United, najlepiej notowany, najwyżej w rankingu i oczywiście najbogatszy klub z całej półfinałowej czwórki, ale zaskakuje mnie postawa Ajaksu Amsterdam. Nieco zakurzona marka chyba się odradza. Jeszcze nie tak dawno, przyznaję się bez bicia, twierdziłem, że pokona ich nawet FC Kopenhaga, którą ostatecznie przeszli, ale z każdą kolejną rundą ten zespół się rozpędza, co pokazał w meczu pierwszym z Olimpique Lyon. Po Francuzach spodziewałem się też więcej, ale wysoka porażka 4:1, nie napawa optymizmem przed czwartkowym meczem rewanżowym. Pozostała jeszcze hiszpańska Celta Vigo, która na Old Trafford musi odrabiać straty. Rewanże zapowiadają się bardzo interesująco, szkoda tylko, że brak na tym etapie rodzimych klubów.
Na kilka godzin przed najważniejszymi meczami w Europie w tym tygodniu postanowiłem napisać co nie co na ich temat i wyrazić swoje poglądy. Długo szukałem tematu, który byłby jednocześnie ciekawy i przyciągający czytelników a zarazem oryginalny, poruszający inny, mniej popularny wątek. Dziś zostałem zwolennikiem pierwszej opcji. Mecze Ligi Mistrzów, to jednak najważniejsza rzecz z tych nieważnych, wszak przed nami rewanżowe spotkania LM na etapie półfinałów. To ostatnia prosta prowadząca do Cardiff czyli wielkiego finału, w którym wystąpią najprawdopodobniej Juventus Turyn oraz Real Madryt.
Pierwszym finalistą będzie ktoś z pary Juventus Turyn bądź AS Monaco, ale wszystko wskazuje na to, że o puchar zagra zespół z Włoch. Nic w tym dziwnego, wszak Stara Dama, wygrała na wyjeździe 0:2. Gonzalo Higuain powoli spłaca fortunę jaką wydali na niego działacze z Turynu, a jeżeli Juve wygra całe rozgrywki, to o tych 90 mln euro wydanych na Argentyńczyka wielu szybko zapomni. Nie ma co się oszukiwać, to główny cel. Juventus po raz kolejny może stanąć przed szansą zagrania w wielkim finale i znowu ich przeciwnikiem będzie hiszpański gigant. Wiele wskazuje na to, że rywalem będzie Real Madryt, który w środę 10. maja musi po prostu przypilnować trzy bramkowego prowadzenia, jakiego Atletico chyba nie odrobi. Nie łatwo wierzyć w taki cud i to jeszcze podczas meczu z Królewskimi, którym sędzia w poprzedniej rundzie nieco pomógł albo może inaczej, wiele decyzji było bardzo kontrowersyjnych i Real na tym skorzystał bardziej od Bayernu. Co do pojedynku obu madryckich klubów. Sądzę, że niespodzianki nie będzie. Atletico choć silne, aż takiej straty nie odrobi. Może i w ataku jest kim straszyć, to jednak cztery gole wbić Realowi jest rzeczą niemalże niewykonalną. Tak, więc stawiam na finał gigantów.
Pytanie, kto miałby go wygrać. Od początku istnienia Ligi Mistrzów nikomu sztuka jaką jest wygranie dwa razy z rzędu się jeszcze nikomu nie udała, a przecież nie raz zdarzały się przypadki, gdzie zwycięzca w następnym sezonie ponownie stawał przed szansą obrony tytułu, lecz zawsze uznawał wyższość rywala. Real Madryt jest niezwykle silny, chociaż w pierwszych etapach tego sezonu, akurat w Lidze Mistrzów mu nie szło. Remis z Legią Warszawa czy z Borussią Dortmund oraz ledwie wywalczone wygrane ze Sportingiem Lizbona wskazywały na słabość Królewskich. Z czasem jednak ekipa Zinedine Zidane, grała coraz pewniej, ale czy gdy doszłoby do meczu z Juventusem siła Realu była by tak wielka? Stara Dama od dłuższego czasu udowadnia swoją siłę. Wydaje mi się, że pokonanie tak dobrze dysponowanych ekip w tym sezonie jak FC Barcelona czy AS Monaco napędzi turyńczyków do wygrania całych rozgrywek. Co przemawia za Juventusem? Zdecydowanie linia obrony i bramkarz. Gianluigi Buffon, to od wielu lat klasa sama w sobie i dla niego cała drużyna się zmobilizuje, by wygrać najcenniejsze klubowe trofeum. Juventus niewiele bramek traci nie tylko dzięki świetnej postawie golkipera, ale również solidnej obrony. Jeśli ci zawodnicy byli w stanie hamować bramkostrzelne zapędy Messiego, Neymara czy nawet nowej gwiazdy Mbappe, to dlaczego Karim Benzema czy Cristiano Ronaldo mieliby być lepsi. Najlepszą obroną jest atak, a ten u mistrzów Włoch jest niezwykle silny. Doświadczony Mario Mandżukić, niesamowity Paulo Dybala czy wcześniej wspomniany Gonzalo Higuain (były zawodnik Realu), to prawdziwy postrach każdej defensywy, a do tego wspierany przez silną drugą linię ma wszelkie predyspozycje, by wygrać wszystko w obecnym sezonie. Swoje atuty ma również ekipa z Hiszpanii, pewnie tym najgłówniejszym jest ogromny apetyt ma bycie tym pierwszym teamem, który zapisze się w kartach historii futbolu jako obrońca tytułu, który zdołał dwa razy z rzędu wygrac w finale.
Na chwilę również poświęcę miejsca w tym artykule Lidze Europy, biedniejszej siostrze elitarnej, wspaniałej Ligi Mistrzów. Wszyscy wiemy, że zwycięstwo w niej, automatycznie promuje tryumfatora w następnym sezonie do Champions League. Ogromne szanse na to, ma Manchester United, najlepiej notowany, najwyżej w rankingu i oczywiście najbogatszy klub z całej półfinałowej czwórki, ale zaskakuje mnie postawa Ajaksu Amsterdam. Nieco zakurzona marka chyba się odradza. Jeszcze nie tak dawno, przyznaję się bez bicia, twierdziłem, że pokona ich nawet FC Kopenhaga, którą ostatecznie przeszli, ale z każdą kolejną rundą ten zespół się rozpędza, co pokazał w meczu pierwszym z Olimpique Lyon. Po Francuzach spodziewałem się też więcej, ale wysoka porażka 4:1, nie napawa optymizmem przed czwartkowym meczem rewanżowym. Pozostała jeszcze hiszpańska Celta Vigo, która na Old Trafford musi odrabiać straty. Rewanże zapowiadają się bardzo interesująco, szkoda tylko, że brak na tym etapie rodzimych klubów.
Coz kto ma lepsza kase w klubowce ten daleko zachodzi w LM.
OdpowiedzUsuńW LE bardziej wieksze znaczenie ma podejscie pilkarzy do tego pucharu,niz stan klubowej kasy,choc finansowa dobra kasa ulatwia zadanie.W LM daleko zachodza tylko i wylacznie kluby napakowane gruba kasa i majace gwiazdy w skladach,co np. w przypadku LE Sewilla wygrywala nie majac az tak wielkiej klubowej kasy.Niewiem kto rok temu gral w finale LE
OdpowiedzUsuń