Pierwsze zwycięstwo od trzech spotkań, pierwsza historyczna wygrana nad Koreą Południową, która dotychczas przez Polaków nigdy nie została pokonana. Niewiele by zabrakło i tym razem, by zespół z Azji nie zagrał na nosie biało- czerwonym, a wszystko przez to, że dzięki swojej ambicji i woli walki wyrównał stan spotkania mimo, że goście przegrywali dwiema bramkami.
Niestety kolejny mecz również i tym razem pokazał, że Polska jako reprezentacja jest silna co prawda jako drużyna złożona z jedenastu podstawowych zawodników, ale problem pojawia się, gdy za grę mają odpowiadać rezerwowi, którzy są jedynie tłem. Tego doświadczyliśmy najbardziej w drugiej części gry, kiedy to niemalże całym zespołem ratowaliśmy się niejednokrotnie z opresji. Korea zamknęła Nas w polu karnym i waliła jak się dało. Polacy jednak jakoś się ratowali, a to ktoś zablokował strzał, a to rywal uderzył niecelnie albo dało o sobie znać zmęczenie przeciwnika i gubił w dziecinny sposób piłkę, a to bramkarz stanął na wysokości zadania. O ile w pierwszej połowie widać było, że Polska ma większą kontrolę nad spotkaniem, to w drugiej wszystko odwróciło się do góry nogami.
Jeżeli mówimy o pierwszej części gry, to należy zauważyć, że w tym stystemie gra Polaków traci na dynamice w obszarach 30, metra. Brakowało gry z tzw. klepki, włączania się wahadłowych, jakichś odważnych starć jeden na jednego. Wszystko było takie statyczne, dzięki czemu łatwiej było się Koreańczykom w tym wszystkim połapać, stąd też mnóstwo kontr, z których dobrze wychodził Wojeciech Szczęsny. Gra linii obrony wyglądała strasznie, byle prostopadłe podanie dochodziło do napastnika, a żaden z defensorów nie był w stanie uspokoić tyłów. Drugą sprawą jaką zauważyłem były defensywne stałe fragmenty gry, które wołają o pomstę do nieba. Koreańczycy z pewnością nie słyną z tego elementu gry potrafili siać postrach w Naszych szeregach mimo, że w obronie gra kilku rosłych facetów mających duże doświadczenie wyniesione z poważnych europejskich klubów. Najgorzej wygląda sprawa, gdy spojrzymy na to co działo się po przerwie. Przez całą tą część meczu gra Polaków wyglądała na taką, jakby chcieli zachęcić rywala do strzelenia gola albo nawet kilku, co w końcu się udało. Wiadomo czym się przecież kończy gra tylko w obronie. W końcu ktoś kiedyś strzelić gola musi i gdyby nie fenomenalny strzał Piotra Zielińskiego z ostatnich sekund spotkania, padłby podobnie jak ostatnio remis, który byłby chyba bardziej sprawiedliwym wynikiem.
Niestety kolejny mecz również i tym razem pokazał, że Polska jako reprezentacja jest silna co prawda jako drużyna złożona z jedenastu podstawowych zawodników, ale problem pojawia się, gdy za grę mają odpowiadać rezerwowi, którzy są jedynie tłem. Tego doświadczyliśmy najbardziej w drugiej części gry, kiedy to niemalże całym zespołem ratowaliśmy się niejednokrotnie z opresji. Korea zamknęła Nas w polu karnym i waliła jak się dało. Polacy jednak jakoś się ratowali, a to ktoś zablokował strzał, a to rywal uderzył niecelnie albo dało o sobie znać zmęczenie przeciwnika i gubił w dziecinny sposób piłkę, a to bramkarz stanął na wysokości zadania. O ile w pierwszej połowie widać było, że Polska ma większą kontrolę nad spotkaniem, to w drugiej wszystko odwróciło się do góry nogami.
Jeżeli mówimy o pierwszej części gry, to należy zauważyć, że w tym stystemie gra Polaków traci na dynamice w obszarach 30, metra. Brakowało gry z tzw. klepki, włączania się wahadłowych, jakichś odważnych starć jeden na jednego. Wszystko było takie statyczne, dzięki czemu łatwiej było się Koreańczykom w tym wszystkim połapać, stąd też mnóstwo kontr, z których dobrze wychodził Wojeciech Szczęsny. Gra linii obrony wyglądała strasznie, byle prostopadłe podanie dochodziło do napastnika, a żaden z defensorów nie był w stanie uspokoić tyłów. Drugą sprawą jaką zauważyłem były defensywne stałe fragmenty gry, które wołają o pomstę do nieba. Koreańczycy z pewnością nie słyną z tego elementu gry potrafili siać postrach w Naszych szeregach mimo, że w obronie gra kilku rosłych facetów mających duże doświadczenie wyniesione z poważnych europejskich klubów. Najgorzej wygląda sprawa, gdy spojrzymy na to co działo się po przerwie. Przez całą tą część meczu gra Polaków wyglądała na taką, jakby chcieli zachęcić rywala do strzelenia gola albo nawet kilku, co w końcu się udało. Wiadomo czym się przecież kończy gra tylko w obronie. W końcu ktoś kiedyś strzelić gola musi i gdyby nie fenomenalny strzał Piotra Zielińskiego z ostatnich sekund spotkania, padłby podobnie jak ostatnio remis, który byłby chyba bardziej sprawiedliwym wynikiem.
Komentarze
Prześlij komentarz